Górska turystyka to ogromne doświadczenie zarówno dla ciała jak i ducha. Przygoda Przemka z górami rozpoczęła się w 2012 roku. Najpierw były Pieniny, Karkonosze, Beskid Śląski i Żywiecki. To tam uczył się jak należy przygotować się do wyprawy, ponieważ warunki pogodowe w górach są prawie tak zmienne jak kobiety ;), a na szlaku człowiek zdany jest głównie na siebie, więc przygotowanie do wyprawy powinno być skrupulatne i przemyślane…
Po Beskidach zaczął pierwsze kroki w naszych Polskich Tatrach. To jednak zupełnie inny rodzaj wyzwań, a na pewno dużo bardziej wymagające szczyty i podejścia. „Kiedyś ktoś mi powiedział, że Tatary należy zdobywać na końcu, ponieważ gdy już raz się ich posmakuje, to w żadne inne polskie góry się nie wróci. I powiem Wam, że muszę się z tym całkowicie zgodzić.” – wspomina Przemek.
Oczywiście pierwszym celem były Rysy, nasz narodowy szczyt Polski. Z perspektywy czasu Przemek uważa iż kiepsko był przygotowany na ten wymagający wierzchołek. Wyciągnął z tego doświadczenie. Po prostu Rysy dały mu porządnie w kość, ale oczywiście udał się je zdobyć. „Swoją drogą uważam, że to prawdziwy cud, iż jest tam tak mało wypadków śmiertelnych przy tak ogromnej ilości nieprzygotowanych ludzi.” – z prawdziwą troską w głosie opowiada nam Przemek.
Od tamtej pory mógł się już śmiało nazwać „Tatrofilem”. Te góry są piękne. Mają wiele wymagających szczytów, ale również zjawiskowych dolin. Niestety w Polce leży zaledwie 30% powierzchni Tatr. 70% tego pasma znajduje się po stronie słowackiej (farciarze !!!). A same Tatry dzielą się na: Tatary Zachodnie, Tatry Wysokie oraz Tatary Bielskie. No dobra, ale już dość o tej topografii.
Pasja wspinaczki górskiej ma róże etapy. Letnie szlakowe wspinanie Przemek ma już za sobą. Czas obecnie na zimową turystykę i wspinaczkę. Tutaj nie ma czegoś takiego jak zimowe szlaki. Ponieważ wszystko zależy od tego jakie są warunki, głownie chodzi o to gdzie jest dużo niebezpiecznego śniegu, grożącego oderwaniem się lawiny. Góry zimą to kompletnie coś innego niż w warunkach letnich.
I tutaj ważną rolę w życiu Przemka odegrał Gravitana, gdzie trenuje on już od 3 lat. „Poznałem tu wielu profesjonalnych trenerów i trenerek, ale przede wszystkim ludzi którzy też mają w sobie imperatyw ciągłego rozwoju i walki ze swoimi słabościami. Atmosfera panująca w klubie daje mi ogromny zastrzyk energii i wybuch endorfin. Kiedyś klub fitness kojarzył mi się z pójściem do niego, zrobienia treningu i powrót do domu. W Gravitanie tak nie jest. Często po treningu pijemy sobie kawę, wymieniamy się poglądami, żartujemy… Dlatego Gravitan to coś więcej niż zwykły klub fitness.” – opowiada Przemek.
Kadra trenerska odegrała dużą rolę w kondycyjnym przygotowaniu Przemka do zimowych wypraw górskich. Między innymi odpowiednie rozpisanie treningów. Dużą wagę trenerzy przyłożyli do wytrzymałości nóg, bo to one głównie się wspinają… Zwiększenie wydolności organizmu poprzez dobrze rozpisanego treningu interwałowego. Rozciąganie i rolowanie mięśni. To wszystko składa się na podniesienie odporności i zwiększenie wydolności organizmu Przemka, gdy trzeba wspiąć się 1500 metrów w śniegu po kolana, odczuwalnej temperaturze -25 stopni Celcjusza i dostępnym tlenem na poziomie 75% tego co na dole.
Taka wyprawa do duże wyzwanie dla organizmu i silnej woli. Zdobycie Mnicha w polskich Tatrach wymaga zarówno kondycji fizycznej, psychicznej, ale i wysokich zdolności technicznych w spinaczki skałkowej i to w skale pokrytej często śniegiem i lodem. „Mnich, który ma 2063 metry nad poziomem morza od zawsze był moim marzeniem.” – z sentymentem opowiada Przemek. „Zawsze planowałem zdobyć go w warunkach letnich, gdzie jest znacznie łatwiej. Jednak jak się okazało było to dla mojej psychiki zbyt łatwe zadanie. Dlatego już we wrześniu postanowiłem, ze zrobię to w warunkach zimowych. Pierwsza próba była nieudana ponieważ pojawiło się nagle zbyt duże zagrożenie lawinowe. Aby nie tracić okazji zdobyłem wraz z moim kolegą, przewodnikiem taternickim II stopnia, szczyt Świnicy. Była to okazja do tego by sprawdzić swoje umiejętności i zdolności organizmu. Tutaj należy zwrócić uwagę, że tak zwany „wycof” jest zawsze dobrą decyzją, ponieważ góry nie znikną, a bezpieczeństwo jest najważniejsze. Dlatego niebezpieczne podejście na Mnicha zamieniłem na bezpieczniejsze, w panujących warunkach, wejście na Świnicę i uważam to za słuszną decyzję.”
Oczywiście Mnich cały czas pozostawał dla Przemka „Świętym Gralem”. Tutaj należy też wspomnieć o tym, że we wspinaczce górskiej wysokość nie zawsze świadczy o trudności szczytu. Na przykład wyższe Rysy (2499 n.p.m), czy Kościelec (2155 m.pm.) nie maja tak wysokiego stopnia trudności jak opisywany tutaj Mnich (2063 n.p.m.). W styczniu 2018 wszystko wskazywało, że warunki do ataku będą dobre (choć w górach mogą one ulec bardzo szybkiej i diametralnej zmianie). 7 stycznia wraz z kolegą o godzinie 6:00 Przemek wyruszył w kierunku szczytu. Do połowy szlaku ślad zimowy prowadził typowo przez podejście tylko przy użyciu raków na butach, kijów trekkingowych i aktywnych detektorach lawinowych. Druga część wyprawy to już techniczna wspinaczka z czekanami, uprzężami, lonżami, linami, karabinkami i zakładaniem stanowisk wspinaczkowych. Najtrudniejsze było ostatnie 100 metrów przed szczytem, gdzie zdarzały się momenty, że całe ciało Przemka opierało się jedynie na parach zębów atakujących raków i czekanie wbitych w lód nad 200 metrową przepaścią. Bardzo wyczerpujący etap zarówno psychicznie jak i fizycznie. Ale to wszystko nic w porównaniu z momentem, gdy stanął na szczycie. „Mogę określić to jednym słowem: WOLNOŚĆ. Nieopisane poczucie wolności połączone ze zwycięstwem, dumą i poczuciem spełnionego marzenia. Wszechogarniające piękno potęgi gór i ja nad tym wszystkim, nad chmurami nad dolinami i innymi szczytami. Katharsis.” – z dumą opowiada nam Przemek.
„Szczyt już zdobyłem, ale nie zdobyłem góry, ponieważ górę można uznać za zdobytą w momencie, gdy się bezpiecznie zejdzie z wierzchołka i wróci do Schroniska z którego się startowało. Tak naprawdę trudno było to nazwać zejściem, ponieważ powrót polegał na spuszczanie się na linach w przepaść. W tym momencie nie pozostaje nic innego jak zaufanie do partnera wspinaczki i sprzętu, a szczególnie liny. Spore wyzwanie dla świadomości, ale jak widać nie niemożliwe.”
Wrócili. Wszystko się udało. Przemek był potwornie zmęczony, ale jeszcze bardziej szczęśliwy. Mógł wrócić do rodzinny, do pracy, do treningów. Już wracając myślał o kolejnym szczycie :). Przemek: „Bo góry moi drodzy to nieuleczalna choroba głowy. A gratulacje, które otrzymałem od kadry trenerskiej, managmentu i innych znajomych z Gravitana utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto mieć marzenia, warto ciężko i konsekwentnie pracować, ale przede wszystkich warto otaczać się ludźmi, którzy dają tak mnóstwo pozytywnej energii i tak jest właśnie w Gravitanie Targówek.”
I my ze swojej strony Przemku dziękujemy, że możemy pochwalić się Tobą, naszym Klubowiczem, naszym inspiratorem, motywatorem, naszym Gravitan Hero! Gratulujemy Ci i życzymy dalszych sukcesów w zdobywaniu szczytów. Niech ta historia zainspiruje wszystkich do wytężonej pracy na drodze do spełnienia marzeń.
Gravitan Team